Wirus tragarz
taszczy naszą duszę
przez szpitalną
bez rodziny, pożegnalnych słów głuszę.
Pełno wszystkich, wszystkiego wokół,
a pusto,
jedynym kompanem,
wiszące w sali, nad umywalką lustro.
Wpatrzone oczy przyszłego ozdrowieńca ,
lub nie w wiszące na ścianie odbicie
i te myśli zastygłe , a w nich pytanie ,
czy zachowam życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz